środa, 26 lutego 2014

Jak Mario ku szczęściu pobiegnijmy w lewo!


            Minęło sporo czasu od poprzedniej notki i całkiem dużo się wydarzyło. Miało być pozytywnie i w takim nastroju mam nadzieję tę notkę utrzymać. 

            Przyszła wiosna i ludzie budzą się do życia, wychodząc na spacer i kręcąc się po mieście można spotkać multum człowiekowatych. Jakaś rodzinka wychodząca na spacer, ktoś jedzie na rowerku do pracy/szkoły, a jeszcze inni biegają czy to dla zdrowia, czy dla poprawienia wyników, wygląda to naprawdę pokrzepiająco, że ludzie wychodzą na zewnątrz, że wciąż mają czas na chwilę dla Siebie. W sumie też lubię pobiegać, czy to sam (wtedy mogę zebrać myśli i czasami rozwiąże jakąś męczącą mnie sprawę), czy to z kimś innym żeby móc spokojnie wymieniać się myślami. 

            Lubię też spacery. Poszedłem ostatnio na taki spacer. Zwykły spacer czyli kręcenie się po zielonych fragmentach Poznania. Wraz  z koleżanką błąkaliśmy się a to po cytadeli, a to nad rusałką i w jeszcze innych fragmentach poznania, a wszystko okraszone było gadaniem zarówno o pierdołach i sprawach poważnych, przeskakiwanie z tematu na temat było podstawą rozmowy. W sumie tego mi brakowało, takiej beztroski, bez myślenia (tak wiem Aleksandro, wypomnisz mi, że nie myślę) o tym, że jutro muszę iść do pracy, że mam coś do ogarnięcia, po prostu brnąłem dalej przed siebie i z uśmiechem na twarzy tworzyłem typowe dla siebie głupkowate teorię na najróżniejsze tematy. Na owym spacerze stwierdziliśmy, że Mario (tak ten stary poczciwy pikselowy hydraulik) popełnił jeden zasadniczy błąd i nie poszedł w lewo, a może gdyby to zrobił to znalazłby Swoją księżniczkę w 10 sekund i nie musiałby uganiać się po tych wszystkich krainach? Ten jego szalony bieg przypomina trochę ludzkie życie, bo „człeki” też zapominają, żeby spojrzeć czasami w tył, bo tam może kryć się multum radości, stare hobby przynoszące uśmiech na twarzy, jakaś  stara znajomość, czy inne najróżniejsze elementy minionego czasu. Ja w pewnym sensie spojrzałem w tył i nie żałuję, wróciłem do kilku fajnych rzeczy i mam nadzieję, że będę je kontynuował z niewyczerpaną zaciętością (co może być trudne, ale z pewnością wykonalne).

            Dobra przeskakuje na inny temat, bo ile można gadać o pikselach i ludzkich dziejach. Jadę więc z grubej rury. Ostatnio zdarzyło mi się dwukrotnie pojawić na warsztatach z tańca irlandzkiego/szkockiego/towarzyskiego, wyciągnęli mnie na nie Wojciech z Natalią i muszę przyznać, że moje marne umiejętności taneczne w żaden sposób nie przeszkodziły mi w radosnym pląsaniu w rytm muzyki. Mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazję pojawiać sie na tych spotkaniach i rozwijać swoje umiejętności (chyba, że załatwię sobie kilt, podobno daje on posiadaczowi umiejętności na poziomie „Pląsomiszcza”).

            Dobra ja tu pitu-pitu o pląsaniu i wdzięcznych wdziankach, a trzeba już kończyć bo jutro kolejny dzień do przeżycia. Lecę sprawdzić co jest po tej lewej stronie, może znajdę swoją księżniczkę. Do kolejnego mego wpisu. Mam nadzieję, że nastąpi to szybciej niż tym razem.


niedziela, 2 lutego 2014

Jasny Gwint! Czyli rozmyślania sprzedawcy na temat zachowań klientów.



Jasny Gwint! Czyli rozmyślania sprzedawcy na temat zachowań klientów.

Te słowa towarzyszyły mi dzisiaj cały dzień w pracy. Najpierw były śmieszną wstawką, ale z czasem zaczęły nabierać większego sensu. Chociaż zacznę wszystko od początku.
Pracuję w sklepie w galerii handlowej i niestety tracę wiarę w to, że ludzie jeszcze myślą. Niestety weekendy w galerii to już standardowy pomysł na spędzenie wolnego czasu przez wielu ludzi, niektórzy powiedzą, że nie mają czasu na zakupy w tygodniu, że pracują do późna, że nie mają ochoty po pracy chodzić po sklepach, ja to naprawdę rozumiem, ale nie mówię tutaj o zwykłych przypadkach wyskoczenia, żeby kupić coś nowego. Chodzi mi tutaj o ludzi, którzy cały dzień spędzają w galeriach chodząc po sklepach (czasami widuje się te same osoby dwa, trzy, a nawet i więcej razy w ciągu dnia, bo wciąż się kręcą i przymierzają coraz to nowe rzeczy, porównują ceny itp.), ciągną za sobą niejednokrotnie cały tabun swoich poeciech i tak tydzień w tydzień... Mam wrażenie, że świat zmienia się w wielką pogoń za nowym ubraniem, chociaż ludzie przychodzą zazwyczaj nie po to, żeby coś kupić, ale żeby w jakikolwiek sposób zapełnić swój czas, bo przecież coś trzeba robić... Patrząc na te wszystkie małe dzieciaki uwięzione w wózkach człowiek ma ochotę strzelić tzw. „ogarniacza” ojcu/matce/babce/komukolwiek i powiedzieć idź na spacer, zabierz dziecko na plac zabaw, zajmij się nim, pobaw, a nie biegasz po galeriach!
Dobra rozpisałem sie na temat rzeczy na, które i tak nie mam wpływu, ale ponarzekać można. W końcu to taka polska rzecz narzekać na wszystko, więc musicie mi wybaczyć, bo Polakiem jestem i wszystko co Polskie nie jest mi obce ;)
Niestety pracując w odzieżówce (w sumie nie wspominałem, że to tego typu sklep), często spotykam się z sytuacjami gdzie ręce opadają, a wiara w ludzkie zdolności myślenia ucieka niczym Francuzi z pola walki, ale co poradzić takie życie.
Ludzie żyją chyba w przeświadczeniu, że sprzedawcy w sklepach to jacyś nadzorcy, którzy za źle ułożone ubrania, krzywe spojrzenie, czy jakieś inne „złe zachowanie” biją batem/pałką/łomem/łamią kołem/gwałcą przez uszy/robią inne dziwne i zakazane rzeczy. Opanujcie się przecież jak odłożycie ubranie bez składania to wam się krzywda nie stanie, ale proszę was połóżcie to na wierzchu, żeby było to widoczne, a nie chowacie pod pięcioma innymi rzeczami, tracąc czas zarówno swój jak i innych ludzi, którzy później to ogarniają.
Dobra dodam tutaj jeszcze jedną irytującą rzecz i kończę tzw. „hejty”. Robienie zakupów na ostatnią chwilę... dzisiaj (jakby ktoś nie zauważył Niedziela) godzina 19.55 wszyscy już myślą jak się wyrobić z ogarnięciem salonu, żeby zdążyć na jakiś tramwaj/autobus/pociąg/rower/piechtochód o rozsądnej porze, ale wtedy wchodzi on... Pan Wszechświata. Chłopak zaczął przymierzać ubrania, kolega poinformował go, że zaraz zamykamy, ale on przekonany, że klient rzecz święta rzucił hasłem „przecież jest do ostatniego klienta” i tutaj niestety padły okrutne słowa „zamykamy kasę o 20”. Dlaczego? Nie powinno być czynne całą dobę? No przecież płacę i wymagam! NO JASNY GWINT! Przecież My sprzedawcy też mamy jakieś życie. Chcemy wrócić do domu, spotkać rodzinę/dzieci/znajomych/uczyć się/czy choćby odpocząć, bo później kolejny tydzień zajęć/pracy/życia i kolejni klienci na ostatnią chwilę, kolejni siewcy chaosu salonowego, więc proszę zastanówcie się czy nie warto lepiej rozplanować sobie czasu i nie wywoływać u ludzi tych zacnych słów: „JASNY GWINT!” W sumie dzisiejszą pracę kończyliśmy z tymi słowami, ale nic nie poradzimy kolejny dzień wykreślony i lecimy dalej.

Kurde poszło trochę z wyrzutami, ale od dawna musiałem pozbyć się negatywnych emocji z tym związanych, a to chyba najmniej konfliktowy sposób. Strasznie nie lubię tego typu sytuacji, bo różnie to bywa z ludźmi, ale kolejnym razem zacznę i skończę pozytywnie! Obiecuje to sobie, bo po co się denerwować, lepiej przeć do przodu z uśmiechem na twarzy ;)

Cały wpis zakończę utworem „Łona i Webber - To nic nie znaczy”, bo od jakiegoś czasu „jaram się” i słucham na potęgę.



wtorek, 28 stycznia 2014

Raz, dwa, start!



Mam na imię Tomasz.
Pierwsze słowa już za mną i to jakie mocne! Nic nie poradzę w jakiś sposób muszę zacząć, a to wydawało się najłatwiejsze.
Chociaż sam pomysł na prowadzenie bloga wpadł mi już do głowy bardzo dawno temu, to dopiero teraz zabrałem się za tą notkę... W sumie sam nie wiem czemu, zwykły impuls wywołany rozmową z kumplem, ale ważne jest to, że w końcu się za to zabrałem i coś napisałem.
Szczerze powiedziawszy nie wiem do końca jak często będę pisać, o czym będę pisać i w sumie po co będę to robić. Pewnie wystukam kilka słów za każdym razem jak coś wpadnie mi do głowy i w sumie tyle mi wystarczy, po prostu czasami człowiek musi wyrzucić z siebie jakieś myśli, a fajnie jest do tego wrócić przeanalizować sobie ponownie i sprawdzić jak zmieniło się Twoje rozumowanie. Miło jest też stworzyć cokolwiek w momencie kiedy masz na głowie miliard rzeczy, a chcesz na chwilę oderwać się od wszystkiego przestać ciągle myśleć o tym co trzeba będzie zrobić.
Także notka jest o zaczynaniu czyli w sumie o niczym, pisanie tak dla samego faktu napisania, ale co poradzić. W momencie kiedy coś wywoła impuls do kolejnej notki z pewnością naklepie kilka sensowniejszych akapitów niż to co wybazgrałem teraz.